Russia is waging a disgraceful war on Ukraine.     Stand With Ukraine!
Share
Font size
Original lyrics
Swap languages

Reduta Ordona. Opowiadanie adiutanta.

Nam strzelać nie kazano. — Wstąpiłem na działo
I spojrzałem na pole; dwieście harmat grzmiało,
Artyleryi ruskiej ciągną się szeregi,
Prosto, długo, daleko, jako morza brzegi;
I widziałem ich wodza: — przybiegł, mieczem skinął
I jak ptak jedno skrzydło wojska swego zwinął;
Wylewa się spod skrzydła ściśniona piechota,
Długą czarną kolumną, jako lawa błota,
Nasypana iskrami bagnetów. Jak sępy
Czarne chorągwie na śmierć prowadzą zastępy.
Przeciw nim sterczy biała, wąska, zaostrzona,
Jak głaz bodzący morze, reduta Ordona.
Sześć tylko miała harmat; wciąż dymią i świecą;
I nie tyle prędkich słów gniewne usta miecą,
Nie tyle przejdzie uczuć przez duszę w rozpaczy,
Ile z tych dział leciało bomb, kul i kartaczy.
Patrz, tam granat w sam środek kolumny się nurza
Jak w fale bryła lawy, pułk dymem zachmurza;
Pęka śród dymu granat, szyk pod niebo leci
I ogromna łysina śród kolumny świeci.
Tam kula lecąc, z dała grozi, szumi, wyje,
Ryczy jak byk przed bitwą, miota się, grunt ryje;
Już dopadła; jak boa śród kolumn się zwija,
Pali piersią, rwie zębem, oddechem zabija.
Najstraszniejszej nie widać, lecz słychać po dźwięku,
Po waleniu się trupów, po ranionych jęku:
Gdy kolumnę od końca do końca przewierci,
Jak gdyby środkiem wojska przeszedł anioł śmierci.
 
Gdzież jest król, co na rzezie tłumy te wyprawia?
Czy dzieli ich odwagę, czy pierś sam nadstawia?
Nie, on siedzi o pięćset mil na swej stolicy,
Król wielki, samowładnik świata połowicy;
Zmarszczył brwi — i tysiące kibitek wnet leci;
Podpisał — tysiąc matek opłakuje dzieci;
Skinął — padają knuty od Niemna do Chiwy.
I Mocarzu, jak Bóg silny, jak szatan złośliwy,
Gdy Turków za Bałkanem twoje straszą spiże,
Gdy poselstwo paryskie twoje stopy liże, —
Warszawa jedna twojej mocy się urąga,
Podnosi na cię rękę i koronę ściąga,
Koronę Kazimierzów, Chrobrych z twojej głowy,
Boś ją ukradł i skrwawił, synu Wasilowy !
 
Car dziwi się — ze strachu drżą Petersburczany,
Car gniewa się — ze strachu mrą jego dworzany;
Ale sypią się wojska, których Bóg i wiara
Jest Car. — Car gniewny: umrzem, rozweselim Cara.
Posłany wódz kaukaski z siłami pół-świata,
Wierny, czynny i sprawny — jak knut w ręku kata.
Ura! ura! Patrz, blisko reduty, już w rowy "
Walą się, za faszynę kładąc swe tułowy;
Już czernią się na białych palisadach wałów.
Jeszcze reduta w środku, jasna od wystrzałów,
Czerwieni się nad czernią, jak w środek mrowiska
Wrzucony motyl błyska, — mrowie go naciska, —
Zgasł; — tak zgasła reduta. Czyż ostatnie działo
Strącone z łoża w piasku paszczę zagrzebało ?
Czy zapał krwią Ostatni bombardyjer zalał?
Zgasnął ogień. — Już Moskal rogatki wywalał.
 
Gdzież ręczna broń? — Ach, dzisiaj pracowała więcej
Niż na wszystkich przeglądach za władzy książęcej;
Zgadłem, dlaczego milczy, — bo nieraz widziałem
Garstkę naszych walczącą z Moskali nawałem.
Gdy godzinę wołano dwa słowa: pal, nabij;
Gdy oddechy dym tłumi, trud ramiona słabi;
A wciąż grzmi rozkaz wodzów, wre żołnierza czynność;
Na koniec bez rozkazu pełnią swą powinność,
Na koniec bez rozwagi, bez czucia, pamięci,
Żołnierz jako młyn palny nabija, — grzmi, — kręci
Broń od oka do nogi, od nogi na oko:
Aż ręka w ładownicy długo i głęboko
Szukała, nie znalazła — i żołnierz pobladnął,
Nie znalazłszy ładunku, już bronią nie władnął;
I uczuł, że go pali strzelba rozogniona;
Upuścił ją i upadł; — nim dobiją, skona.
Takem myślił, — a w szaniec nieprzyjaciół kupa
Już lazła, jak robactwo na świeżego trupa.
 
Pociemniało mi w oczach — a gdym łzy ocierał,
Słyszałem, że coś do mnie mówił mój Jenerał.
On przez lunetę wspartą na moim ramieniu
Długo na szturm i szaniec poglądał w milczeniu.
Na koniec rzekł: «Stracona». — Spod lunety jego
Wymknęło się łez kilka, — rzekł do mnie: «Kolego,
Wzrok młody od szkieł lepszy; patrzaj, tam na wale,
Znasz Ordona, czy widzisz, gdzie jest ?» — «Jenerale,
Czy go znam? — Tam stał zawsze, to działo kierował.
Nie widzę — znajdę — dojrzę! — śród dymu się schował.
Lecz śród najgęstszych kłębów dymu ileż razy
Widziałem rękę jego dającą rozkazy...—
Widzę go znowu — widzę rękę — błyskawicę,
Wywija, grozi wrogom, trzyma palną świecę,
Biorą go—zginął,—o nie, — skoczył w dół,—do lochów!»
«Dobrze — rzecze Jenerał — nie odda im prochów».
 
Tu blask, — dym, — chwila cicho — i huk jak stu gromów.
 
Zaćmiło się powietrze od ziemi wyłomów,
Harmaty podskoczyły i jak wystrzelone
Toczyły się na kołach — lonty zapalone
Nie trafiły do swoich panew. I dym wionął
Prosto ku nam; i w gęstej chmurze nas ochłonął.
I nie było nic widać prócz granatów blasku,
I powoli dym rzedniał, opadał deszcz piasku.
Spojrzałem na redutę; — wały, palisady,
Działa, i naszych garstka, i wrogów gromady:
Wszystko jako sen znikło. — Tylko czarna bryła
Ziemi niekształtnej leży — rozjemcza mogiła.
Tam i ci, co bronili, — i ci, co się wdarli,
Pierwszy raz pokój szczery i wieczny zawarli.
Choćby cesarz Moskalom kazał wstąć, już dusza
Moskiewska tam raz pierwszy cesarza nie słusza.
Tam zagrzebane tylu set ciała, imiona:
Dusze gdzie? — nie wiem; lecz wiem, gdzie dusza Ordona.
On będzie Patron szańców! — Bo dzieło zniszczenia
W dobrej sprawie jest święte, jak dzieło tworzenia;
Bóg wyrzekł słowo stań się, Bóg i zgiń wyrzecze.
Kiedy od ludzi wiara i wolność uciecze,
Kiedy ziemię despotyzm i duma szalona
Obleją, jak Moskale redutę Ordona —
Karząc plemię zwycięzców zbrodniami zatrute,
Bóg wysadzi tę ziemię, jak on swą redutę.
/1832/
 
Translation

Ordono fortas. Adjutanto pasakojimas

"Mums šaudyt neliepta.— O mūšio laukas griaudė,
Nes rusų du šimtai sunkių pabūklų šaudė.
Stovėdamas mačiau patrankas jų iš tolo,
Lyg šėlstančias bangas, vis griūvančias ant molo.
Ir vadą jų mačiau: jis kardu sumosavo
Ir suglaudė karius lyg paukštis sparną savo;
O iš po sparno to, kaip dumblas iš pelkyno,
Atakon pėstija juodom kolonom tvino.
It godūs vanagai viršum galvų plazdėjo
Juodspalvės vėliavos: karius mirtin lydėjo.
 
Lyg jūroje uola, lyg bokštas virš tvirtovės,
Su puolančiais pulkais Ordono fortas kovės.
Šešiom patrankom jis iššaudavo tiek kartų,
Kad kitas žodžių tiek tūžmingų neištartų,
O nevilties metu tiktai širdis taip trankos,
Kaip trankės karteče ir sviediniais patrankos.
Štai kerta granata koloną tarsi mišką
Ir skiedros į šalis lyg iš po kirvio tyška.
Rikiuotė sujaukta susprogusios granatos:
Kolonos vidury didžiulė plikė matos.
 
Atūžia sviedinys ir krinta kur tirščiausia,
It bulius baubdamas ragais velėną rausia,
Kolonos vidury kaip koks smauglys vyniojas
Ir plėšo, degina, kariams nutraukia kojas.
Baisiausio nematyt, tačiau girdėt, kaip šluoja,
Kaip krinta nukauti, kaip sužeisti dejuoja:
Ir driekiasi brydė per kolonas rekrūtų,
Lyg angelas mirties per jas praėjęs būtų.
 
Kas pasiuntė tačiau į mirtį šitą minią ?
Gal žengia su visais, atstatęs pats krūtinę ?
Jis sėdi sostinėj, jis pusės žemės caras,
Didysis patvaldys, kurio žaidimas — karas.
Kibitkos tremtinių į Sibirą vis lekia,
Ir verkia motinos, per jį sūnų netekę.
Jis valdo bizūnu nuo Nemuno lig Chivos.
Kaip dievas jis stiprus, žiaurus kaip velnias gyvas !
Kada patrankos jo tvirtoves turkų aižo,
Kada Paryžius jam padus iš baimės laižo —
Tik Varšuva viena pakyla prieš galiūną,
Nuplėšti pasiryžusi nuo jo galvos karūną
Kazimieraičių ir Boleslovų — ne rusų ! —
Kurią pagrobė jis, praliejęs kraują mūsų.
 
Ir dreba sostinė, jei nerimauja caras.
Jei pyksta — tai prieš jį iš baimės miršta dvaras.
Ir veržias kariauna — gyvybės negailėtų,
Kad caras — dievas jos — supykęs pralinksmėtų.
Kaukazo vadas ją pakėlė į ataką:
Kaip budelis rimbu, tautas juo caras plaka.
 
Ura! Jau netoli įtvirtinimai — ritas
Į griovį negyvi; negyvą keičia kitas.
Ant pylimų baltų kareiviai sujuodavo.
Bet fortas, gyvas dar, ugnim piktai žaibavo,—
Apninka skruzdės taip į skruzdėlyną mestą
Drugelį — jo sparnai sublyksi ir užgęsta.
Užgeso fortas. Ar patranką paskutinę,
Iš lizdo išverstą, smėly bus paskandinę ?
Sudrėko dagtis gal nuo kraujo bombardyro ?
Nutilo fortas jau, virš jo tik dūmai tvyro.
 
O šautuvais daugiau darbuotas tarp tų dūmų
Nei peržiūrų metu prie kunigaikščio rūmų.
Ne sykį jau mačiau, kaip sauja mūsų brolių
Galuojąs antplūdį atremdama maskolių.
Kai „šauk“ ir „užtaisyk“ tegirdi visą laiką,
Kai, dūmais springdami, vos šautuvą išlaiko,
Kai kario ausyse tiktai vadų komanda,—
Užmiršta viską jis, visus jausmus praranda,
Ir be įsakymo darbuojasi jo kūnas:
Užtaiso, pila, vėl užtaiso — kaip malūnas
Jis pluša, sukasi, kol šovinių pakanka,
Kol šovininėje, vėl panardinęs ranką,
Neranda nieko — taip, tada jisai išbąla:
Neradęs užtaiso, kareivis mato galą
Ir, karštą šautuvą paleisdamas iš rankų,
Negyvas krinta jis prie negyvų patrankų.
į fortą priešai jau iš priekio ir iš šono
Ropojo kaip vabzdžiai prie šilto dar lavono.
 
Aptemo akyse, girdėjau lyg iš tolo,
Kaip kalba man kažkas — tai būta generolo.
Jisai man ant peties žiūroną pasidėjo,
Tylėdamas ilgai į apkasus žiūrėjo,
Pasakė: „Prarasta“. Ir ašara nupuolė,
O paskui tą kita. Jis tarė man: „Jaunuoli,
Plika akim matai geriau nei pro žiūroną —
Tai gal regi kur nors ant pylimo Ordoną ?“
„Per mūšį buvo jis šalia pabūklo savo,
Regėjau, kaip jisai kautynėm vadovavo.
Pro dūmus vis mačiau jo dešinę pakylant
Ir sulig jos mostu ugnim patranką pilant...
Matau jį vėl — antai iškėlęs deglą stovi
Ir graso priešams taip, jis vienas — kaip tvirtovė...“
„Vadinas, parako neatiduos jiems“,— tarė
Mūs generolas.
Taip, jis šitaip ir padarė:
Staiga ugnis — tyla — ir paskui trenksmą ūmų
Pašoko debesis skeveldrų, žemių, dūmų,
Patrankos išlėkė, apsivertė, nukrito.
Dar likę sviediniai susprogo viens po kito.
Jau dūmai dvokiantys tiesiog prie mūsų rangės
Lyg debesys juodi, nukritę iš padangės.
Ir, kol jie sklaidėsi, mums ant galvų vis biro
Nelyginant kruša kruopelės smulkaus žvyro.
O forto vietoje mažai kas ir beliko:
Grioviai ir pylimai — kaip sapnas koks — išnyko.
Tik žemėj suraustoj juoda duobė žiojėjo —
Ten priešai ir draugai bendram kape gulėjo.
Lig šiolei grūmęsi, kariavę ilgą laiką,
Jie pirmąsyk dabar sudarė tvirtą taiką.
Nors keltis caras pats maskoliams įsakytų,
Maskvėnų dvasios jau nė caro neklausytų.
Aš nežinau, į kur eis dvasios užpuolėjų,
Tačiau, Ordonai, tu būk apkasų globėju !
Dėl švento reikalo kiekvienas sugriovimas
Dangaus palaimintas tebus, kaip ir kūrimas.
Jei dievas tarė būk, jisai tars ir i š n y k i.
Jei dings tikėjimas ir laisvė vieną sykį,
Jei žemė bus naguos pasiutusio tirono,
Kaip rusų apgulti tie apkasai Ordono,
Jei smurtas viešpataus teisybę nugalėjęs —
Lyg fortą susprogdins šią žemę sutvėrėjas“.
[1832]
 
Comments